Prezentuję fragment wspomnień Józefa Kunickiego, ur. 4.04.1925 r. w Walnem, zmarłego 11.12.2012 r. w Olecku. Opisuje on przeżycia podczas Obławy Augustowskiej. Za udostępnienie wspomnień ojca dziękuję Józefowi Kunickiemu z Olecka.
Po powrocie do rodziny
Mieszkam już dwa tygodnie w rodzinie. Zaczynamy sobie zadawać pytania, co dalej. Panuje głód. Nie ma paszy dla źrebaka i krowy. Ludzie wyjeżdżają do Prus Wschodnich szukać żywności i paszy. Niemiecka ludność uciekła w głąb Niemiec przed Rosjanami. W pasie graniczącym z Polską w tych gospodarstwach można znaleźć paszę dla bydła. Ojciec z kuzynem Pietkiewiczem zamienia źrebaka na 2,5 roczną klacz. Dokłada do niego pozłacany zegarek, który ocalał w rodzinie. No trzeba wybierać się na szukanie żywności. Wybieramy się, a jest to początek marca i leży śnieg.
Wyjeżdżam z ojcem. Zaprzęgam konie w sanie. Bierzemy sobie i dla koni paszę i jedziemy do Prus Wschodnich. Przy pasie granicznym w głąb 10 km znajdujemy w gospodarstwie siano, ziemniaki i zboże niemłócone. Młócimy zboże, około 200 kilogramów. Radość. Jest siano, ziemniaki i chleb. Ładujemy i jedziemy z powrotem. Trwało to 5 dni. Takich wyjazdów zrobiliśmy ze trzy razy.
Wojna toczy się gdzieś na zachodzie. Jest to w przybliżeniu 25 marca. Dostaję powołanie do wojska Polski Ludowej. Postanawiam nie stawić się. Zmieniam miejsce zamieszkania. Nikt mnie nie poszukuje. Przychodzi w kwietniu drugie powołanie. Również się nie stawiam. Ci co się zgłosili byli wysyłani, po krótkim przeszkoleniu na front.
Przychodzi wiosna. Ja z ojcem staram się zagospodarować ziemię, coś zaorać i posadzić. Ludność, których gospodarstwo zostało spalone wyjeżdża i osiedla się w Prusach Wschodnich.
Obława lipcowa
Powołanie do wojska otrzymuję po raz trzeci 17 lipca. Mam stawić się do Suwałk na Komisję Wojskową. Trudno, trzeba się zgłosić. Wojna skończona, więc nie jest tak źle. Raniutko 17 lipca 1945 roku wychodzę do Suwałk na pobór do wojska. Jest oddalone o około 30 kilometrów. Postanawiam jechać rowerem. Zabieram podstawowe rzeczy, bo mogę nie wrócić. Dojeżdżam pod Suwałki, zostawiam rower u znajomych i idę pieszo. Za wsią Leszczewek, jakieś 7 km od Suwałk, spotykam dużą grupę żołnierzy rosyjskich. Zatrzymują mnie i sprawdzają dokumenty. Pokazuję im kartę powołania do wojska. Nie zwracają uwagi na żadne wyjaśnienia. Zabierają mnie i pędzą do jednego przy drodze zabudowania. W tym zabudowaniu na podwórzu jest już spora grupa mężczyzn od 17 do 60 lat. I mnie przyłączają do niej. Tych ludzi i mnie pilnuje kilku rosyjskich żołnierzy. Po południu przyjeżdża samochód ciężarowy. Wpędzają do środka krzycząc: „Prędzej, prędzej!” oraz brutalnie popychają. Wiozą w kierunku Suwałk. Przejeżdżają przez Suwałki i wiozą dalej. Jesteśmy wystraszeni, nie wiemy gdzie nas wiozą. Dowożą nas do Papiernia-Dubowo. Do tego obozu, który zrobili Niemcy, a ja już w tym obozie siedziałem. No myślę po nas. Trzymają nas do rana. Okazuje się, że przez dzień i wieczór spędzono lub przywieziono dużą ilość mężczyzn. Szacuję, że ok. 100 osób. Sowieccy żołnierze uzbrojeni po zęby bardzo nas pilnują. Od czasu do czasu słychać jakieś strzały. Prawdopodobnie, by nas zastraszyć przed ucieczką. Dowiaduję się od ludzi zatrzymanych, że jest to duża obława na ludzi związanych z podziemiem AK. Słynna obława Urzędu Bezpieczeństwa i NKWD sowieckiego, którą później nazwano Lipcową Czystką.
Wczesnym rankiem ustawiono wszystkich zatrzymanych po dwie osoby w pary. Po bokach szeregu z obydwu stron ustawili się żołnierze rosyjscy z bronią gotową do strzału. Została stworzona kolumna składająca się w przybliżeniu z ok. 150 cywilów, no i żołnierzy sowieckich jakieś 50 osób. Wypędzono z obozu na szosę Suwałki Augustów. Ruszyliśmy w kierunku Augustowa. Przed ruszeniem w drogę, poinformowano nas, że jeśli ktoś spróbuje uciec, to zostanie zastrzelony. Gdy ruszyliśmy, dla sterroryzowania oddano kilka strzałów w górę. Szliśmy jakieś 4 km. Nagle kolumna skręciła w kierunku Płocicznego. Zapędzono nas do osiedla robotniczego Płociczno. Tak spotkaliśmy grupę już zatrzymanych mężczyzn. Był to plac w środku osiedla. Otoczono nas kordonem wojska rosyjskiego oraz żołnierzy w mundurach Wojska Polskiego oraz Policji polskiej UB. W jednym z mieszkań znajdował się sztab wojska rosyjskiego Urzędu Bezpieczeństwa. Budynek był otoczony przez Rosjan.
Przesłuchanie
Do budynku, gdzie znajdował się sztab brano po jednej osobie i dokładnie przesłuchiwano. „Skąd jesteś, gdzie mieszkasz, czy służyłeś w wojsku, gdzie pracowałeś za okupacji, czy brałeś udział w jakiejś organizacji przed wojną, czy obecnie należysz do jakiejś organizacji, skąd wziąłeś się w tym obozie?” Pytano również o członków rodziny, co robią i z czego się utrzymują. Pytania zadawali brutalnie, a w pewnych momentach podchwytliwie. Nawet przerywano krzycząc: „Kłamiesz!”
Po wprowadzeniu mnie do środka przeprowadzono to przesłuchanie tą metodą. Była to przesłuchująca grupa (Komisja tak zwana „Rosyjska”). Na środku stołu stał dobrze zbudowany Rosjanin w szarży kapitana. Miał surowy wygląd, typ Gruzina, barczysty z medalami. Przed nim leżała książka, w której coś wyszukiwał, jak podawałem personalia. Po obu stronach stołu, po jednej i drugiej stronie siedziały po dwie osoby. Było ich pięcioro. To, co mówiłem notowali. Po drugiej stronie pokoju, przy stole siedziała Komisja Polska w mundurach Wojska Polskiego i polskiej U.B. Przed nimi również leżała książka, lecz w języku polskim. Widziałem wpisy w tej książce. Nazwiska, imiona oraz miejscowości. Gdy powiedziałem swoje nazwisko oraz podałem im kartę powołania do wojska szukano mojego nazwiska, lecz nie znaleziono. Jeden z członków przesłuchujących mówi do pozostałych: „On nie z naszego okręgu, to okręg Augustów-Sejny. Tu go nie mamy.” Serce mi załomotało. To są nasi wyzwoliciele!? Rzuciłem okiem na tę listę. Była pisana w języku polskim. Jeden z członków Komisji Polskiej zwrócił się do Rosjan w języku rosyjskim. Coś tam rozmawiali przez dłuższy czas. Wzięto ode mnie kartę powołania do wojska. Wpisano kilka słów po rosyjsku, oraz polsku. Napis brzmiał: „Jest wolny, ale musi stawić się jutro do wojska do Suwałk”.
Wypuszczono mnie. Wyszedłem na plac strzeżony przez Rosjan. Przed wyjściem stali wartownicy. Wzięli ode mnie tę kartę powołania, przeczytali i powiedzieli, że należy iść do wojska. Wraz ze mną wypuszczono z mojej wsi kolegę Sobolewskiego Mieczysława. Co stało się z pozostałymi? Część zwolniono, a pewna część ludzi do dzisiaj nie powróciła.
Po wypuszczeniu mnie, wyszedłem w kierunku tartaku Płociczne. Zbliżał się wieczór. Należało gdzieś przenocować. Dalsza podróż nocą, to pewna śmierć lub wpadka. Z kolegą dotarliśmy do Płociczna. Ja znałem tam gajowego. Nazywał się Węderlich. Zaszliśmy do niego prosząc o przyjęcie na noc. Zgodził się, pomimo, że to były ogromnie niebezpieczne czasy prześladowań. Opowiedziałem mu wszystko o tym obozie i o moim przejściu. Postanowiłem nie stawiać się do wojska, tylko wracać do domu. Pozostawiony rower w Leszczewku odbiorę innym razem. Uważałem to rozwiązanie za bezpieczniejsze. Po przenocowaniu u niego na strychu magazynku i rano po śniadaniu, gdy już mieliśmy z kolegą odchodzić, naraz zajechała bryczka z 4 rosyjskimi żołnierzami. My skryliśmy się w zakamarkach strychu. Po przeszukaniu, zabrali jego 20 letnią córkę, która wróciła z robót z Niemiec. Po tym incydencie natychmiast opuściliśmy domostwo. Przez lasy, które były nam znane wraz z kolegą przyszliśmy do jego domu do wsi Walne. Ja dalej ostrożnie wracałem do domu gdzie była rodzina. Szedłem bacznie ścieżkami leśnymi. Doszedłem do wsi Wysoki Most na rzece Czarna Hańcza. Tam spodziewałem się patroli sowieckich i UB. Nieopodal od mostu wkradłem się do zagrody rolnika Nowela Stanisława. Po obserwacjach mostu upewniłem się, że droga jest wolna, zasięgnąłem wiadomości od rolnika. Dowiedziałem się, że jeszcze w nocy była ukryta warta na moście wraz z żołnierzami rosyjskimi i polskimi. Rolnik wyszedł sprawdzić pod pozorem pasącego się bydła i sprawdził. Wrócił mówiąc, ze droga wolna. Przeszedłem przez most od razu skręcając nad rzekę i dalej poszedłem w kierunku wsi Krasne. Do domu miałem 8 kilometrów.
Po wieczór zbliżyłem się do wsi. Zauważyłem przed wsią placówkę wojskową okopaną, a we wsi wojsko rosyjskie. Zatrzymano mnie. Zapytano mnie skąd idę. Odpowiedziałem, że z miasta Suwałki z Komisji Wojskowej do domu. Pokazuję to pismo, co dostałem w obławie. Zaprowadzono mnie do wsi do pierwszego rolnika Milewskiego. Właśnie tam mieszkali moi rodzice. W tym domu mieściło się rosyjsko-polskie dowództwo. Rodzice zauważyli mnie z daleka, witając i ciesząc się. Przekazano mnie dla dowództwa, przeglądnięto przepustkę (kartę powołania). Wypytywano z godzinę. No nareszcie usłyszałem po polsku, że w porządku. Zadano mi pytanie, kiedy mam iść do wojska. Odpowiedź: przyjdzie i powiadomienie, kiedy mam się stawić. Niesamowita radość w rodzinie. Jesteś wolny. Co usłyszałem od rodziców i sąsiadów mroziło krew w żyłach. Ze wsi zabrano 6 mężczyzn i przetrzymywano w Gibach. Z nimi był zatrzymany mój ojciec. Wszystkich zwolniono, bo byli to ludzie już po 50-tce, a mój ojciec miał już ponad 60 lat.
Po powrocie z obławy stałem się coraz czujniejszy na czyhające niebezpieczeństwo aresztowania. UB otworzył grupy przeczesujące teren. Dochodzą wiadomości, ze coraz częściej aresztują członków AK. Jeżeli by padło podejrzenie, że masz kontakty przyjacielskie lub udowodnią, że znałeś jakiegoś członka podziemi to mogą cię aresztować. W czasie obławy lipcowej zatrzymano dwóch moich krewnych ze wsi Gorczyca -Franciszka Łebskiego oraz ze wsi Karolin – Piotra Dylnickiego. Został zastrzelony brat cioteczny Czesław Gopczyński z Karolina, który starał się uciec na ziemie zachodnie. Byłem ściśle z nimi związany przez organizację AK. Byliśmy członkami podziemia. Do dzisiaj słuch po nich zaginął.
W naszych okolicach dużo ludzi związanych z AK wstąpiło do MO i UB. To przez nich wiele Polaków zginęło. Krwawym oprawcą, który miał wiele na sumieniu był robotnik leśny ze wsi Pomorze, członek AK z oddziału „Zagłoba” (z okolic Berżniki – Giby). Jeździł na czele patrolu rosyjskiego. Był to patrol konny składający się z 12 ludzi, a na czele tego oddziału na siwej klaczy, jako przewodnik stał mężczyzna o nazwisku K. Dobrze pamiętam, jak przyjechał do wsi Krasne gdzie mieszkałem. Był to mężczyzna 25 – 27 letni o krępej budowie ciała, o owalnej i zaczerwienionej twarzy. AK i WIN chcieli go zlikwidować, lecz nie udało się. Został przeniesiony do UB Suwałk, a później przybywał w oleckim UB.
Gdy wróciłem z robót z Niemiec i z obozów pracy do wsi Krasne, za pośrednictwem moich kuzynów znów rozpocząłem współpracę z podziemiem. W naszych okolicach front przechodził dwa razy. W Puszczy Augustowskiej w 1939 roku dużo wojska rozbroiło się i wrócili do domów. Część koni została ukryta przed Niemcami. W 1945 roku przechodził front niemiecko – rosyjski. Cofające się wojska niemieckie zostawiły dużo broni w lasach. Ludność i podziemie przejęło tę broń. Między innymi i ja zdobyłem 1 karabin ręczny, 1 pistolet maszynowy, 1 ręczny karabin maszynowy oraz 1 karabin maszynowy rosyjski. Sporo amunicji i pięć granatów ręcznych. Pistolet z amunicją przekazałem Łebskiemu Franciszkowi z AK. Pozostałą broń przekazałem dla oddziałów AK. Ręczny karabin maszynowy ukryłem w lesie w skrytce.
Po obławie
Po zakończeniu obławy UB i NKWD w lipcu 1945 roku, funkcjonariusze MO, UB nadal szukali członków podziemia i tych, którzy je wspierali oraz sympatyków. Łebski Franciszek ukrył się przed obławą. Po pewnym czasie na krótko wrócił do domu. Trzy, cztery dni po obławie do jego domu w przebraniu cywilów przyszło dwóch mężczyzn. Pytają jego matki, że chcą porozmawiać z Frankiem. Oświadczyli, ze są jego znajomymi. Matka nie zorientowała się, że to agenci UB i MO i powiedziała, że Franciszek jest w polu i kosi groch. Tych dwoje, ukradkiem przez las podeszli do niego odcinając mu drogę ucieczki. Złapali go. Aresztowali i nawet nie dali spotkać się z rodziną. Był ofiarą dalszych łapanek po obławie. Ja widząc, że i mnie może to spotkać zacząłem być coraz ostrożniejszy. Zacząłem myśleć, że trzeba zmienić miejsce zamieszkania i wyjechać. Wyjechać na ziemię odzyskaną do Prus Wschodnich. Zapadła decyzja. Wyjeżdżamy wszyscy, nie ma się czego trzymać. Zakładać życie gdzie indziej. Bałem się prześladowania lub aresztowania. Przecież nie stawiłem się trzy razy do wojska. Wiedziałem, że mogą się tego dopatrzeć. Najlepsza decyzja to zniknąć ludziom z oczu, wszystko może się zdarzyć. Zrobiłem krótki wywiad wśród tych, co wyjechali. Są chwilowo spokojni w Prusach.
W publikowanym tekście zachowałem język źródła, czyniąc jedynie konieczne poprawki ortograficzne i jedną merytoryczną: autor pisząc po latach posługiwał się uogólniającym zwrotem „AK i WiN”. Pozostawiłem tylko „AK”, gdy opisuje czas przed powołaniem Zrzeszenia WiN (powstało 2 września 1945 r.).
Zbigniew Kaszlej