Ryngraf to inaczej kaplerz, jak czytamy w „Encyklopedii staropolskiej” Zygmunta Glogera. Była to blacha na piersi, służąca kiedyś ku obronie, zwykle mosiężna, pozłacana, malowana, owalna, kształtem zbliżona do tarczy. Często występował na niej wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej oraz orzeł jako godło Polski.
Z czasem ryngraf przyjął mniejsze rozmiary i stał się symbolem zasług wojennych. Tego rodzaju ryngraf otrzymał w 1935 r. starszy wachmistrz Bolesław Kruszewski, najstarszy stażem w 1 Pułku Ułanów Krechowieckich, za dwudziestoletnią nienaganną służbę.
Dalsze dzieje tej pamiątki są ciekawe i znane do pewnego stopnia w rodzinie. Bolesław Kruszewski wraz z synem Januszem brał udział w kampanii wrześniowej, walczył w obronie Grodna, w bitwie pod Kodziowcami i znaleźli się w obozie dla internowanych na Litwie. Obaj zdołali uciec do Wilna, gdzie spotkali znajomych, którzy pomogli im w trudnej sytuacji, a także poradzili, żeby dokumenty, odznaczenia oraz ryngraf zamurować w skrytce, w niewielkiej piwnicy. Jeszcze przed śmiercią ojca syn obiecał, że tam dotrze, wszystko odnajdzie i przechowa. Kiedy po latach znalazł się w Wilnie, bez trudu trafił do znanego miejsca, ale okazało się, że skrytka jest pusta i rozbita. Ślad po ryngrafie zaginął.
Na początku lat 90-tych można było przeczytać w prasie wzmiankę, że w kościele Św. Anny w warszawie otwarto wystawę, poświęconą Krechowiakom, a najwięcej pamiątek zgromadzono po Bolesławie Kruszewskim.
Jego syn Janusz dotarł do warszawy, ale wspomniana wystawa została już zamknięta. Dowiedział się jedynie od księdza, eksponowane zbiory pochodziły od p. Ciborowskiego z podwarszawskiej miejscowości. Janusz Kruszewski udał się na spotkanie z p. Ciborowskim mówił o swoich zainteresowaniach dziejami 1 Pułku Ułanów Krechowieckich, zaczął oglądać zebraną kolekcję, a kiedy zobaczył pamiątki po ojcu, wyjął swój dowód osobisty, przedstawił się i wyraził prośbę, że chce je odkupić, przede wszystkim ryngraf. Pan Ciborowski jako wytrawny zbieracz nie zgodził się na żadną transakcję, powiedział tylko, że eksponaty kupił w Desie, dużo zapłacił, co można jeszcze sprawdzić. Janusz K. był w Desie, gdzie potwierdziła się relacja p. Ciborowskiego, a przy okazji dowiedział się, że zbiory po jego ojcu sprzedała jakaś pani, podająca się za córkę Bolesława Kruszewskiego (a przecież on córki nie miał).
Po latach dotarła wiadomość, że p. Ciborowski nie żyje, a jego syn poważną część zbiorów przekazał do Belwederu. I nagle jesienią 2008 r. ryngraf pojawił się na aukcji internetowej. Zrządzeniem losu powrócił do Augustowa, gdyż nabył go jeden z mieszkańców naszego miasta. Dzisiaj w posiadaniu rodziny Kruszewskich.
Na podstawie m.in. relacji p. Krystyny Świerkowskiej napisała Janina Pietrzakowa.