26 listopada 2018 | Zbigniew Kaszlej
Okruchy Obławy Augustowskiej (13) – Mieczysław Jatkowski, Władysław Jedliński, Tadeusz Stelmasik z Augustowa
 

W swoim archiwum posiadam kserokopię tekstu autorstwa Janiny Pietrzak zawierającego opis kilku augustowskich wątków Obławy Augustowskiej. Wątków ważnych, wartych przypomnienia i zachowania dla potomności.

Tekst pani Janiny uzupełniłem biogramami powiązanych z tekstem Ofiar Obławy, cytowanymi na podstawie dostępnej literatury przedmiotu.

Janina Pietrzak

Zdarzyło się w czasie wojny

Jak obecnie stwierdza Instytut Pamięci Narodowej, obława augustowska była największą zbrodnią, dokonaną przez Sowietów na obywatelach polskich po zakończeniu II wojny światowej.
W lipcu 1945 roku rozpoczęła się blokada miasta. Oddziały Armii Czerwonej wspomagane przez UB i WP przeprowadziły szeroko zakrojoną akcję pacyfikacyjną na terenie Augustowszczyzny. […].
Prowadzone od początku lat 90-tych śledztwo zostało w 2001 roku przekazane do Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Mimo podjętych działań nadal nie ustalono ani losów ofiar, ani sprawców domniemanej śmierci, ani miejsca pochówku.
Jednak ciągle są jeszcze żywe wspomnienia tamtych tragicznych dni. Adela Rutkowska – Bondziulowa nieraz opowiadała o swoim ojcu, który jako kolejarz współpracował z AK, a zaprzysiężonym żołnierzem AK był jej brat Stefan, osadzony potem w więzieniu w Białymstoku.
Zaraz po wojnie jej rodzina mieszkała przy obecnej ulicy Partyzantów, wynajmując mieszkanie u szewca Stankiewicza (w sąsiedztwie Zofii i Wł. Dowgirdów, gdzie w piwnicach wkrótce przetrzymywano aresztowanych).
Na górze w tym domu został zakwaterowany radziecki lejtnant z ordynansem. Matka Adeli rozmawiała z nimi, częstowała, czym mogła.
Pewnego dnia jej męża aresztowano. Wtedy pani Rutkowska usilnie prosiła przez ordynansa o rozmowę z jego przełożonym, do której ostatecznie doszło.
Matka Adeli uklękła przed lejtnantem i prosiła o pomoc. On niczego nie obiecywał, ale próśb wysłuchał i powtarzał „uwidim, da uwidim”. Ordynans po jakimś czasie powiedział: „Sosiedka, ty nie płacz, twój starik wierniotsia”.
Któregoś dnia późnym popołudniem Rutkowski opuścił areszt. Szedł od strony Dowgirdów z marynarką przewieszoną na ręce i płakał.
Należał do nielicznych uratowanych spośród tych, których następnego dnia o świcie wywieziono w nieznanym kierunku.

Pan Olechnowicz, pracownik poczty, długo poszukiwał swego jedynego syna.

Niewiele brakowało, a zginęliby dwaj moi kuzyni – Władysław i Edward Zaskowscy.
To oni wraz z kolegami przyszli do domu pani Zofii Dyczewskiej, gdzie spotkali się z jej córkami – Ireną, Haliną i Danutą. Któryś z nich miał mandolinę, więc grali, pośpiewywali, cieszyli się wolnością i latem. Pani Dyczewska zwróciła im uwagę, że zbliża się godzina milicyjna, więc muszą szybko wracać do siebie. Oni wyszli, ale zdecydowali, że pójdą jeszcze do kolegów na Borki, tam będą mogli zostać dłużej.
Obaj bracia Zaskowscy, dyscyplinowani przez rodziców, postanowili wracać do domu, skręcili w ulicę Kwaśną i szli w stronę Rajgrodzkiej. Ich koledzy poszli dalej Nowomiejską. Niebawem nadjechała tankietka z Sowietami, zostali aresztowani. Wśród nich był między innymi Stelmasik, o nim także wszelki słuch zaginął. Bracia Zaskowscy szczęśliwie dotarli do swoich bliskich.

Mieczysław Borowski wspominał, jak to on zlekceważył zarządzenia, wracając z obozu koncentracyjnego w Stutthofie. Wracał razem z Romanowskim (z rodziny fryzjerów), któremu bardzo pomógł przeżyć najcięższe chwile w obozie. Powitano ich serdecznie u Romanowskich, gdzie na kolacji był również Jan Szostak w mundurze wojskowym (ożenił się później z Zofią Romanowską).
Kiedy M. Borowski wyszedł nieco późno po miłej kolacji, został zatrzymany na obecnej ulicy 3 Maja. Nie doszedł już do swoich rodziców, którzy mieszkali na Mostowej. Całą noc spędził w więzieniu „u Turka”. Rano wypędzono więźniów na dziedziniec, ustawiono w dwuszeregu. Z Sowietami był Jan Szostak, który rozpoznał Borowskiego i przyczynił się do jego uwolnienia. Inni zginęli.
Z powodu blokady miasta trudno było wyjechać z Augustowa, chociaż można było tu przybyć. Z czasem zaczęto wypuszczać rolników na bardziej odległe pola. I tak udało się Borowskiemu dotrzeć do Łysej Góry, potem do Grajewa, do Białegostoku i wreszcie do Elbląga, gdzie zamieszkał na stałe. Swoim wspomnieniom dał tytuł „Szczęściarz”, bo jak mówił, sześciokrotnie uniknął śmierci.

Z kolei Edward Naruszewicz w „Echu Szkolnym” z 1995 roku wspomina lipcowy odpust w Studzienicznej, gdzie przybyły tłumy. Odbyła się Msza św. w drewnianym kościele, kiedy nagle posypały się strzały, rozległy się krzyki. Nikt tego się nie spodziewał, przecież było po wojnie. Zaskoczeni faktem byli również „chłopcy z lasu”, którzy przybyli na odpust. Niektórzy chcieli przepływać przez jezioro, ale widziano ich zbyt dobrze.
W. Naruszewicz pisze, że przytulił się do drewnianej kolumienki, przy której klęczał. Ocalał. Widział potem, jak ładowano mężczyzn na samochody ciężarowe pod plandekami. Wozy te następnie odjechały w stronę Augustowa. On sam miał szkolną legitymację, jako uczeń Liceum Ogólnokształcącego. W drodze powrotnej był kilkakrotnie kontrolowany przez UB i NKWD. Widział, jak funkcjonariusze leżeli w rowach po obu stronach drogi. Wtedy zrozumiał, że tu na Augustowszczyźnie wojna jeszcze się nie skończyła.

Tyle tekstu…
Pani Janina Pietrzak w rozmowie dodała nazwiska kolegów Stelmasika aresztowanych na ulicy Nowomiejskiej: Jatkowski, Jedliński.
Na podstawie dostępnej literatury można odtworzyć podstawowe dane personalne aresztowanych:
1. Tadeusz Stelmasik, s. Władysława i Stefanii, ur. 3.08.1925 r. w Kadyszu, zam. Augustów, ul. Kopernika 26, aresztowany 15.07.1945 r. przez Sowietów o godz. 19 „z ulicy”.
2. Jatkowski Mieczysław, s. Józefa i Antoniny, ur. 17.08.1927 r. w Augustowie, zam. Augustów, ul. Zygmuntowska 45, zatrzymany 15.07.1945 r. przez Sowietów o godz. 18 „z ulicy”.
3. Jedliński Władysław, s. Adama i Katarzyny, ur. 20.08.1927 r. w Augustowie, zam. Augustów, ul. Kopernika 15, zatrzymany 15.07.1945 r. przez Sowietów o 8 „z ulicy”.

Wydany przez Oddział IPN w Białymstoku tzw. „czarny” album na okoliczność odsłonięcia wystawy „Zaginieni w obławie augustowskiej – lipiec 1945 r.” zawiera na str. 43 wspólne zdjęcie przedstawiające Władysława Jedlińskiego, Mieczysława Jatkowskiego. Opis zdjęcia także wnosi mały kamyczek do biogramów ww. aresztowanych.
Jedliński Władysław w środku
„Władysław Jedliński (w środku) miał w 1945 roku 18 lat. Sam należał do AK, ale był też obciążony rodzinnie mając siostrę łączniczkę ps. „Sikorka” i szwagra partyzanta ps. „Gołąb”. W połowie lipca wstąpili po niego koledzy Mieczysław Jatkowski (z prawej) i Tadeusz Stelmasik, także członkowie AK. Jedliński wziął gitarę i poszli razem na zabawę. Obiecał wrócić przed godziną policyjną. Prawdopodobnie nie zdążyli – w drodze powrotnej zatrzymał ich patrol żołnierzy radzieckich. Nikt tego nie widział, a więc nie znane są okoliczności aresztowania. Znaleźli się w piwnicy w Dowierdów, gdzie trzymano mnóstwo osób aresztowanych w czasie obławy. Wypuszczeni później świadkowie opowiadali, że widzieli ich pobitych w śledztwie. Widzieli też, jak następnie załadowano ich na samochód ciężarowy i wywieziono w nieznanym kierunku”.

Potwierdzenie faktów opisanych przez Janinę Pietrzak, a także ich uzupełnienie przynoszą opracowane przez Alicję Maciejowską biogramy Mieczysława Jatkowskiego, Władysława Jedlińskiego i Tadeusza Stelmasika, zawarte w książce „Przerwane życiorysy – Obława Augustowska, lipiec 1945 r.”, wydanej przez IPN o/Białystok w 2010 r. Biogramy ważne, więc cytuję całość:

„Razem się uczyli, razem bawili, dorastali, chyba razem walczyli i razem złapano ich na ulicy rozbawionych, wracających z gitarą z potańcówki u koleżanki na ul. Nowomiejskiej.
Był to wczesny wieczór 15 lipca, ale godzina policyjna obowiązywała od 18.
Natknęli się na jeden z patroli żołnierzy radzieckich, krążących ulicami Augustowa po godzinie policyjnej. Żołnierze zatrzymali ich i zaprowadzili na Zarzecze do domu Dowgierdów, gdzie zgromadzonych było mnóstwo ludzi.

Urodzili się tego samego roku – 1927 – mieli więc w chwili aresztowania po 18 lat.
Siostry Mietka i Władka mówiły jednak, że mieli po 17 lat. Widocznie urodzili się w późniejszych miesiącach, Tadzio natomiast skończył 18 lat 3 lipca. [Prawdopodobnie błąd, data urodzenia T. Stelmasika to 3 sierpnia 1925 – Z.K]
Jeśli chodzi o przynależność do AK, to siostry Mietka i Władka były przekonane, że nie należeli, a pani Zofia Moniuszko, siostra Tadzia, przypuszczała, że mógł związać się z organizacją podziemną, ponieważ był harcerzem.
Niezależnie od świadomości sióstr wszyscy trzej figurują na liście „Radosława” jako zaginieni i poszukiwani żołnierze AK.

Rodzina Jatkowskich mieszkała w dzielnicy, gdzie powstało getto a po jego utworzeniu zostali wysiedleni do Kosówki – wsi pod Augustowem. W planie mieli ucieczkę przez granicę na rosyjską stronę, ale jakoś do tego nie doszło.
Mietek wyglądał nad wiek poważnie. Był przystojnym chłopcem, wysokim, szczupłym, o czarnych oczach i ciemnych, krótko ostrzyżonych włosach. Miał wrócić od września do szkoły, bo wojna przerwała naukę.
Kiedy w lipcowe niedzielne popołudnie wstąpili po niego Tadek i Władek z nieodłączną gitarą, matka uprzedziła, aby wrócił przed godziną policyjną. Jak już wiemy tak się nie stało. Matce udało się porozmawiać z nim przez drzwi u Dowgierdów. Wspomniała mu, że miał wrócić wcześniej. On ją uspokajał, że następnego dnia go wypuszczą.

Władek był uzdolniony muzycznie, umiał grać na wszystkich dostępnych instrumentach, nie rozstawał się z gitarą. W ich domu ukrywał się przez jakiś czas mąż siostry, partyzant. A i siostra współdziałała z partyzantami.
Dwaj ludzie wypuszczeni od Dowgierdów naopowiadali rodzinie, że Władek byłby wypuszczony, gdyby nie zeznania pobitego w śledztwie Mietka Jatkowskiego, który miał powiedzieć, że Władek należał do AK. Informacja jest wątpliwa, choćby dlatego, że Jatkowski zginął, a tamci dwaj wyszli na wolność.

Starsza o 16 lat siostra Władka, pani Maria Prusko, zapamiętała brata jako bardzo ładnego szatyna o niebieskich oczach i wybitnie uzdolnionego muzycznie. Ostatni obraz utrwalony w oczach to wyruszający na zabawę Władek z przewieszoną przez ramie gitarą. Jego także przestrzegano w domu, aby wrócił przed godziną policyjną.

Po Tadziu zachowało się jedyne zdjęcie z dzieciństwa, z pierwszej komunii.
Jego wojenne losy rozpoczęły się trochę inaczej niż pozostałych przyjaciół. Wywieziony z rodzicami i młodszym rodzeństwem do Niemiec, tam rozdzielony z rodziną, uciekł z obozu do starszej siostry w Augustowie, pani Zofii Dyczewskiej (II voto Moniuszko).
Zaraz po wojnie rodzice Tadzia, wracając z Niemiec, osiedlili się w Poznaniu i czekali na przyjazd syna, który miał kontynuować naukę. Tymczasem do Augustowa nadeszła obława…

Po zatrzymaniu Tadzia i aresztowaniu 18 lipca męża, pani Zofia codziennie obserwowała od sąsiadów zabudowania Dowgierdów i przekonana była, że brata umieszczono dwa domy przed Dowgierdami, ponieważ nie zauważyła go ani razu. Jej siostra, pani Maria Obacz zaprzecza, bo pamięta, że doszło do rozmowy Zofii z bratem. Miała go namawiać do ucieczki, na co odpowiedział, że przecież nie zostawi kumpli.

Uwolniony stamtąd świadek, Pożarowski, opowiadał że widział przez okienko w piwnicy pięciu młodych chłopców siedzących pod płotem i czekających na eskortę. Byli to: Jatkowski, Jedliński i Stelmasik oraz Olechnowicz i Rzepecki. Jeden z nich miał „mandolinę” (chodzi oczywiście o gitarę Władka Jedlińskiego). Obserwujący ich więźniowie zazdrościli, że wychodzą na wolność. Po paru godzinach zjawiła się eskorta. Żołnierze wzięli ich między siebie i wyprowadzili w stronę miasta. Pani Jedlińska zdążyła w ostatniej chwili dostarczyć Władkowi kurtkę i jedzenie. Zobaczyła jak pakują całą grupę do ciężarówki. Władek szedł w koszuli a marynarkę i kurtkę niósł na ręku. Gitary już nie miał. Na samochód wrzucono łopaty.

Po zakończonej obławie na największe kłopoty skarżyła się siostra Władka Jedlińskiego, pani Maria Prusko. Nachodzili ja ubecy z ruskimi żołdakami i pod pretekstem rewizji pozabierali bieliznę pościelową, rzeczy osobiste a także zapasy wojenne: sto kawałków mydła, sto metrów materiału, wódkę. Chodziła upominać się o zrabowane rzeczy do Szostaka, widziała tam różne przedmioty od niej zabrane. Oddano jej tylko dwie pary bucików dziecięcych i płaszcz wojskowy. Jeden z żołnierzy radzieckich przeprowadzających rewizję powiedział jej, że nie mieli prawa zabierać osobistych rzeczy. Obiecał wpuścić ją do komendanta na swoim dyżurze. Kiedy przyszła, zobaczył ją Szostak, poszeptał coś komendantowi do ucha i ten zamiast przyjąć, wygnał ja z krzykiem.

Rodziny prowadziły poszukiwania chłopców indywidualnie i zbiorowo z Michałem Olechnowiczem. Podobnie jak usiłowania „Radosława”, nie odniosły żadnego skutku”.

Jeśli ktoś z czytelników posiada informacje inne niż podane w artykule lub uzupełniające wiedzę o Ofiarach Obławy Augustowskiej pochodzących z Augustowa proszę o kontakt: tel. 501 298 534.
Zbigniew Kaszlej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *